Otóż dziś rankiem wsiadam sobie do auta mając zamiar jechać do pracy. Po chwili kręcenia audik wchodzi na obroty i jest git. No to jadę... Ruszam z Grabiszyńskiej (tu mieszkam) i jadę sobie na drugi koniec Wrocławia (ulica Parkowa). Gdzieś w okolicach centrum (Kazimierza Wielkiego) zaczyna mi się delikatnie autko dusić (???), myślę coś nie teges, ale nic jadę dalej. Wjeżdżam sobie na estakadę (przy pl. Wróblewskiego) i kieruję się na Most Pokoju. Już sobie ładnie zjeżdżam do krzyżówki przy urzędzie wojewódzkim, a tu zonk ! Silnik zdechł. Kręcę, kręcę, lipa... No to popchnąłem niunię na parking przed urzędem i dzwonię po kolegę, żeby mnie zgarnął po drodze do roboty.
Mija 8h, wracam po pracy na ten parking uzbrojony w narzędzia, klucz do świec (po to pytałem o niego na technicznym), itd, itp.
Zaczynamy walczyć z kolesiem, świece spoko, przewody spoko, reszta ukł. zapłonowego też wygląda ok, hmm... No to próbuję kręcić, na benzynie lipa, na gazie o dziwo pali ! Ale tu znowu kucha, poniżej 3000RPM nie chodzi, puszczam pedał gazu, gaśnie... No to chwilę go potrzymałem na wysokich obrotach, może się rozgrzeje i coś będzie wiadomo, ale nic...
No to znowu patrzymy pod maskę, a tu dymek się unosi !!! No to szybka reakcja zrywam klemę z aku, ale zima, dalej gdzieś tam czasem smużka dymu (nie idzie określić skąd)... Myślę, masakra, coś się spier...@#$@#, niunia na warsztat, ale nic oglądamy dalej. Sprawdzam po kolei węże, sprawdzam, sprawdzam i hmm... coś tu nie tak. Patrzę na silnik krokowy i... nie widzę węża od niego do kolektora ! Myślę, krasnoludki kurcze zajumały... No to już wiadomo czemu auto stoi w miejscu... Szybka akcja (po 9h ehehehehe), idę szukać wężyka (dugość może z 15cm), wchodzę na estakadę, wszyscy na mnie patrzą jak na kretyna, ale nic idę sobie i się rozglądam. Patrzę i... jest !!! Leżu sobie malutka zagięta rurka, na szczycie estakady
3min. poźniej zamontowana w audiku i silnik śmiga jak ta lala, hehe, a dymek po prostu gdzieś wynikał z przypalonego oleju (pewnie skapnął na rozgrzany kolektor

).
Takie oto sobie szczęśliwe zakończenie czarnej już wizji naprawy przypalonego silnika
Pozdrawiam
P.S. Musiałem się podzielić taką historyjką, z lekka dziś już chodziłem przejęty sytuacją
