Prawdziwy horror (jak dla mnie)
Dziś w robocie wyleciał mi z kieszeni telefon

Podniosłem go jak zawsze, włożyłem baterię, zapiąłem tylną klapkę, włączyłem i schowałem do kieszeni.
Wieczorem gdy telefon krzyczał, że chce jeść jak zawsze podłączyłem ładowarkę. Brak reakcji, podłączyłem drugą to samo. Pobiegłem do samochodu podłączyć się do mobilnej ładowarki, nic. Wszystko działa tylko nie ładuje.
Czuje się jakbym stracił dobrego kumpla.
Przeżyłem z tym telefonem prawie 8 lat i pomimo kilku prób szukania następcy jakoś nie mogłem go odstawić.
Dobijałem w nim już 3 obudowę
1 była mocno styrana, popękany korpus, głębokie rysy na obudowie, prawie nie czytelny ekran
2 kupiona ori nowa za prawie 150zł została po 3 miesiącach przejechana przez samochód po uprzednim upadku na asfalt, odgniótł się asfalt i lekko spłaszczyły szyny ale wszystko działało perfekcyjnie
3 jak nowa z używki wziętej na zapas wygląda ok tylko przyciski styrane
upadki, przejechanie przez samochód, podtopienia, leżenie w śniegu przez ponad godzinę, mrozy -20`C, upały +40`C w tym smażenie się w pełnym słońcu podczas grzebania w aucie (obudowa parzyła) i nic nie mogło powstrzymać tego czołgu
dziś powstrzymała go płytka podłogowa
Okazjonalnie używam smartfona ale nie chcę się przesiadać na dotykalski telefon, swoją Nokię obsługuję nie patrząc na ekran, znam go na pamięć w każdym miejscu. Jak dla mnie jest genialny.
W akcie desperacji będę ładować baterię wpinając piny prosto pod baterię, wykonam pomiary, zrobię mały zasilacz i tak go będę ładować. Zostanie dopóki nie umrze całkowicie.
Taki mój dzisiejszy horror.